Kuchnia belgijska

   Pod względem kulinarnym Belgia na całą Europę słynie ze swoich frytek. A do frytek doskonale pasuje piwo. Belgia jest ojczyzną kilkuset gatunków tego bursztynowego napoju, wśród nich tak oryginalnych, jak kriek z nutką soku wiśniowego czy też gueuze, które zanim doskonale ugasi pragnienie musi leżakować kilka lat jak dobre wina. Ziemia Flamandów i Walonów znana jest w świecie również z wybornych wafli, gofrów czy też ręcznie wytwarzanych pralinek. Także szynki ardeńskie oraz charakterystyczne małże gotowane po marynarsku tak zwane "moules mariniere" mogą śmiało pretendować do roli wizytówki tego kraju.


   Belgijską biesiadę rozpoczniemy od brukselskiego Grand Place, które mimo późnej pory tętni życiem i muzyką. Restauracje, kawiarnie i

 piwiarnie przyciągają turystów jak lampa ćmy. Wszędzie unosi się aromat owoców morza, słychać gwar a goście raczą się przyrządzonymi przez kucharzy specjałami i piją wyborne piwo. Czy już to widzicie? Wyobraźcie sobie siebie jak delektując się pszenicznym piwem Hoegaarden przeglądacie podaną kartę dań. Od czego zacząć? Kucharz poleca waterzooi, czyli flamandzką zupę rybną, której historia sięga czasów, gdy rybacy, którzy sami sprzedawali swoje towary nie znalazłszy kupców na obfite nocne połowy wracali z darami morza do domów. Tam żony rybaków rozpaliwszy uprzednio ogień pod kuchnią i napełniwszy największy garnek wodą wrzucały do niego rosnące w przydomowym ogródku warzywa i te wszystkie złowione i oczyszczone skarby morza. A były tam sole, turboty, kraby, małże, krewetki i całe to morskie bogactwo. Następnie gotowały zupę przez kilkanaście minut i doprawiały ewentualnie białym winem, jeśli akurat było w domu. Pachnący gar lądował na stole i wszyscy członkowie rodziny wyławiali z niego to, co najbardziej im odpowiadało. Waterzooi jest prostą, klasyczną zupą rybacką jednak tak pyszną, iż jest obowiązkową pozycją dla wszystkich miłośników owoców morza. Następnym daniem podczas wieczornej biesiady jest aromatyczny kociołek duszonych w białym winie małży. Często z dużą ilością selera naciowego, doprawiony świeżo zmielonym pieprzem i solą morską. Towarzyszą mu przyrumienione na złoto kopiaste talerze słynnych, chrupkich belgijskich frytek podawanych z majonezem. Małże popijać można schłodzonym, białym winem jednak równie dobrze smakują przy akompaniamencie kolejnego belgijskiego piwa - Rochefort, piwa trapistów, które może poszczycić się kilkusetletnią tradycją i do dzisiejszych czasów przyrządzane jest według starodawnych, pilnie strzeżonych receptur. Ma moc i subtelny owocowy smak.


   Kociołek wybornie smakuje także z dodatkiem warzyw. Brukselka - sama jej nazwa dobitnie świadczy o miejscu, z którego się wywodzi, świetnie pasuje do owoców morza. Jednak nie tylko ta mała kapustka może pochwalić się belgijskim pochodzeniem.


   W tutejszym ogrodzie botanicznym w połowie XIX wieku została wyhodowana jedyna w swoim rodzaju, lekko cierpka, aromatyczna cykoria. Zapiekana po beszamelem, duszona z dodatkiem miodu lub majonezu oraz jako dodatek do sałatek szturmem zdobyła Europejskie talerze i serca. Na słodkie zakończenie biesiady szef kuchni poleca wspaniałą belgijską czekoladę pod różnymi postaciami. Możemy uraczyć nasze podniebienia niebiańskim smakiem pralinek lub klasycznym, wyciszającym smakiem gorącej czekolady podawanej w małych filiżankach.


   W Belgii prawdziwy smakosz ma różnorodne możliwości wyboru. Kuchnia mimo swojej prostoty jest pyszna, sycąca i aromatyczna. Zupy, liczne potrawy jednogarnkowe, owoce morza, piwa i desery na bazie jedynej w swoim rodzaju czekolady sprawią, iż chętnie tu powrócimy.