Witajcie...

Boje się że mam anoreksje... już nie umiem sobie sama z tym poradzić. Ale od początku...

Jestem pół roku po ślubie i zamieszkałam z mężem u teściów, mieszka tam też jego siostra która bez przerwy mnie poprawiała, na wszystko zwraca mi uwagę, wszystko wie lepiej i śmiała się ze mnie że nie mam biustu i jestem gruba. 
Mam 25lat , 175cm wzrostu i ważyłam wtedy 60kg. 

Coraz bardziej się tym wszystkim zaczelam przejmowac, zaczelo sie od bólu brzucha, mdłości, trzęsło mnie w środku- jednak występowało to sporadycznie. 

Ostatnimi czasy doszło do tego że miałam coraz częstsze "takie ataki" a teraz już od 2tygodni jest tak codziennie. Jak tylko się budziłam cała się trzęsłam jak galareta, było mi niedobrze i nie byłam w stanie nic zjeść a czasem nawet wypić. 

Podebralam babci tabletki uspokajające i troche pomogły więc postanowiłam iść do psychologa który zapisał mi tabletki na nerwice i depresje - już się nie trzęse ale problem z przyjmowaniem pokarmów pozostał.

Nie jestem w stanie prawie nic zjeść, a jak czuje głód i coś sobie uszykuje to zaraz robi mi się nie dobrze i nie ma mowy zebym cokolwiek przełkneła.

Rano czasem jestem w stanie zjeść jeszcze pół suchej bułki i wypić herbatę ale po południu zaczyna się koszmar...
A na samą myśl że jego siostra wraca do domu z pracy zamykam sie w pokoju bo robi mi sie niedobrze...
Chciałabym jeść normalnie ale nie mogę sad

Obecnie przy moich 175cm ważę 50kg i jak tak dalej pójdzie bo napewno jeszcze schudnę sad

Mąż mnie wyzywa że nic nie jem i nie może zrozumieć że chcę ale poprostu nie daje rady to jest śilniejsze odemnie... A gdy on się denerwuje że ja nie jem to mi jest jeszcze bardziej niedobrze...
Błagam pomóżcie mi... Już nie wiem do jakiego lekarza iść... Skoro psycholog zapisał tylko tabletki i nawet ze mna nie chciał za bardzo rozmawiać...
cofnąć się by wziąć rozbieg