Zupki w proszku prezentowane są w reklamach jako idealny pomysł na szybki i sycący obiad. Dodatkowo kusi nas ich niska cena. Czy jednak powinno się je jadać? Zdania są podzielone. O tym, że sproszkowane zupki, które zalewa się wrzątkiem, są produktem wysoko przetworzonym, wiemy raczej wszyscy. Czemu jednak ciągle się je kupuje? Czemu ciągle je jadamy oraz pozwalamy na to, by jadali je nasi bliscy? Jakie zagrożenia niesie za sobą spożywanie zupek w proszku w nadmiernej ilości? Na jednej szali mamy oszczędność czasu i pieniędzy, na drugiej nasze samopoczucie, a nawet i zdrowie.
Krótka historia zupek w proszku
Zupki w proszku nazywane też chińskimi wbrew pozorom nie wymyślili Chińczycy, a jest to wynalazek Japończyka Momofuku Ando. Urodził się przed I Wojną Światową i na własnej skórze przekonał się, jakie straszne konsekwencje niesie ze sobą głód, dlatego kiedy założył w 1948. firmę Nissin Food Products, marzył, by choć w niewielkim stopniu pomóc z nim walczyć. I tak zrodził się pomysł rozpuszczalnej zupki błyskawicznej. Ando chciał stworzyć łatwo dostępne, tanie danie, które pozwoliłoby zmniejszyć niedobór jedzenia wywołany II Wojną Światową. Pierwowzorem jego pomysłu był japoński ramen. Pierwszy produkt na rynku pojawił się w latach 50. ubiegłego wieku. Wynalazek Japończyka zdobył ogromną popularność na całym świecie, w 2000 roku w japońskich sondażach produkt ten został uznany najważniejszym wynalazkiem XX wieku.
|
|
Zalety zupek w proszku
Jedynymi zaletami zupek w proszku są wspomniana już szybkość ich przygotowania (są również nazywane zupkami instant) oraz niska cena. To prawdopodobnie dlatego są, aż tak popularne. Ich walory smakowe są już kwestią indywidualną - jednym smakują, inni jedzą je, bo muszą, czy wydaje im się, że muszą...
Pewne kwestie nie podlegają jednak dyskusji. Zupki w proszku nie dostarczają nam absolutnie żadnych z niezbędnych składników odżywczych, a jedynie zapełniają, na niezbyt zresztą długo, żołądek.
Niebezpieczne dodatki
Przeciętna zupka zawiera mniejsze lub większe ilości makaronu, torebeczkę z przyprawami i zazwyczaj saszetkę z tłuszczem, jednak w składzie zawierają niemalże całą tablicę Mendelejewa, można powiedzieć z przymrużeniem oka. Żarty żartami, ale faktycznie, ilość wykorzystywanych do ich produkcji chemicznych, czyli sztucznych, substancji może przyprawić o zawroty głowy... Jest to jednak w pewnym sensie zrozumiałe. Jak bowiem sprawić, że zalany wrzątkiem proszek będzie smakował jak ugotowana w tradycyjny sposób zupa?
Najpowszechniej spotykanym w zupkach w proszku dodatkiem jest glutaminian sodu - czyli wzmacniacz smaku i zapachu, oznaczany w nomenklaturze dodatków żywności jako E621. Z jednej strony jest on dopuszczony do użytku w produktach spożywczych, z drugiej - wciąż pojawiają się doniesienia o jego szkodliwości (np. że przyczynia się do wystąpienia otyłości, alergii i astmy). Pewne jest to, że zbyt duża dawka tej substancji powoduje tzw. syndrom chińskiej restauracji. Na czym polega? Zaczyna boleć nas głowa, nadmiernie się pocimy, pojawia się kołatanie serca, mdłości, skurcze mięśni. Czasami również alergie skórne. Na produkty zawierające glutaminian sodu powinny również w szczególności uważać osoby cierpiące na nadciśnienie, gdyż ten tylko dodatkowo je podnosi. Zamiennikami glutaminianu sodu mogą być inne sztuczne substancje o podobnym działaniu, np. guanylynan disodowy, czyli E627, który w większych ilościach może powodować bóle głowy i zaparcia oraz inozynian disodowy, czyli E631, którego powinny unikać osoby z kamica nerkową oraz dną moczanową. Jeśli więc doszukamy się w składzie produktu symbolów: E621, E627 i E631 to lepiej odłóżmy go z powrotem na sklepową półkę...
Skoro już przyglądamy się składowi sproszkowanej zupki, warto unikać również tych zawierających sztuczne dodatki do żywności, których symbole mieszczą się w przedziale E200 - E263, a więc konserwanty oraz przeciwutleniacze - E320 i E321. Te uznawane są przez naukowców za najbardziej szkodliwe.
Sztuczne aromaty oraz inne sztuczne dodatki dodawane do zupek w proszku mają natomiast negatywny wpływ na stan skóry. Jeśli borykamy się z problemami skórnymi, sproszkowana żywność powinna znaleźć się na naszej czarnej liście. Nasz organizm próbuje je z siebie wydalić, między innymi przez skórę, co oznacza zwiększoną pracę gruczołów łojowych. Osoby ze skłonnością do trądziku powinny więc odstawić sproszkowane posiłki. Wykorzystywane do nadania sproszkowanemu produktowi odpowiedniego, apetycznego koloru barwniki mogą być pochodzenia zarówno roślinnego jak i chemicznego. Warto więc sprawdzić, jakie są wykorzystywane do produkcji tej konkretnej, nad zakupem której się zastanawiamy.
Zupki w proszku zawierają również dużą ilość soli, która powoduje wzrost ciśnienia krwi oraz zatrzymywanie się wody w organizmie, co prowadzić może do pojawiania się np. opuchlizny stóp.
Zupki w proszku a odchudzanie
Zupki w proszku, te z makaronem, tj. "chińskie", mają około 300 kcal na porcję. O tym, czy to dużo czy nie, decyduje dzienny limit kaloryczny, jaki sobie ustalimy. Niezależnie jednak od tego, czy zmieścimy się w dziennym bilansie, jeśli chińska zupka będzie naszym daniem obiadowym, to na dłuższą metę taka strategia nie ma większego sensu. Organizm musi zużyć wiele energii, aby rozłożyć taki nafaszerowany sztucznymi dodatkami produkt. Zanim zamieni się on z równą, szybko mięknącą harmonijkę, którą znajdziemy w gotowym produkcie, mieszanina mąki pszennej, soli, wody i kansui (sód, węglan potasu i fosforany) są krótko gotowane, a następnie podsmażane w temperaturze 200 st. Celsjusza. Zmniejsza to strawność takiego wyrobu. Zupki w proszku mają również wysoki indeks glikemiczny, a więc powinniśmy je wyeliminować bądź ograniczyć do minimum ich spożywanie. Produkty o wysokim indeksie glikemicznym powodują bowiem skok poziomu cukru we krwi oraz wyrzut insuliny, która odpowiada za magazynowanie się tkanki tłuszczowej. Poza tym, po wysokoglikemicznym daniu szybciej jesteśmy głodni.
Zupki w proszku sprzedawane w małych opakowaniach, w których nie znajduje się zbyt wiele makaronu i które przeznaczone są raczej do wypicia (zwykle wsypuje się je do kubka lub dużej filiżanki) niż jedzenia, mają stosunkowo mało kalorii. Można znaleźć nawet takie, które dostarczają około 40 kalorii w jednej porcji. Jeśli koniecznie mamy ochotę na coś o smaku przypominającym bulion, gdyż nie mamy jak go ugotować, taki rosołek zdaje się być odpowiednim rozwiązaniem. Ale tu, tak jak w wyżej opisanym przypadku, kalorie to jedno, a wartości odżywcze - drugie...
Podsumowując, można powiedzieć, że zupek w proszku należy w czasie odchudzania unikać. Nie tylko utrudniają one proces gubienia zbędnych kilogramów już na poziomie fizjologicznym, ale, dodatkowo, nie są wystarczająco sycące.
Istnieją również gotowe dania w proszku, które przeznaczone są specjalnie dla osób odchudzających się. Ich gama może składać się na całe menu (nie jemy w ciągu dnia niczego innego), lub możemy zastępować nimi konkretne posiłki, według własnego uznania czy wybranego modelu odchudzania. Budzą one jednak wśród specjalistów i samych odchudzających się wiele kontrowersji, gdyż nie uczą zdrowych nawyków żywieniowych. Poza tym, to wciąż żywność wysoko przetworzona...
Zupki w proszku nie powinny być stałym elementem codziennego menu. Jesteśmy coraz bardziej zapracowani, mamy, coraz mniej czasu, a jeśli już uda nam się go wygospodarować, pojawia się wiele ciekawszych rzeczy do zrobienia niż siedzenie w kuchni. Jednakże, jeśli jesteśmy na biwaku czy naprawdę nie mamy możliwości zjedzenia niczego innego "na ciepło", jednorazowy dietetyczny wyskok na pewno nam nie zaszkodzi, kiedy jednak zaczynamy stawiać na wygodę i zupki zaczynają stanowić stałe menu naszej diety regularnie trujemy swój organizm. Wcześniej czy później przyjdzie nam za to zapłacić.